Franco ostatkiem sił wylazł z beczki po bimbrze. Czworakując zlizywał resztki niecnej ambrozji z podłogi. Ja wam, kurwa dam! – wrzasnął — wy, demony! Począł miotać talerzami, garnkami, filiżankami, widelcami, nożami, pustymi flaszkami po wódzie, puszkami po piwie, zazieleniałym niedopieczonym kurakiem, skrzynką z pietruszką, słojem z podgrzybkami, kolekcją przypraw. Z kawy, herbaty, cukru, soli, bułki tartej, wymiocin i zatęchłej ziemi z donicy zaczynił zaprawę, która to chwilę później pozwoliła mu wyprodukować bojowe kule. On będzie armatą, ale musi się jakoś przetoczyć po bruku, który ułożył z zeschniętych kromek chleba.
Szykował się do obrony. Jego szpiedzy donieśli, że wkrótce nastąpi intensywny atak przeszłości na jego duszę, a jeśli przegra — wróci z miasta do lepianki z nadpilicznej gliny, do ziemi ojców, dziadów i pradziadów. Czekali na niego, z pokoleń wymarłych. Pakowali już jego walizy. Nie, nie podda się! Nigdy! Przenigdy! Żadna siła nie ma prawa przedostać się do jego Fortecy.
Franca z przerażeniem spoglądała na wejście do kuchni. Słyszała wrzaski, łoskot, szczęk przewalanych i rozwalanych gratów. Nagle zobaczyła budowlę — barykadę z resztek krzeseł, taboretów, stołu i meblościanki. Na szczycie stanął czajnik z gwizdkiem, maszynka do mielenia mięsa i zardzewiały prodiż.
Nie weźmiecie mnie! – krzyczał Rycerz nad Rycerze, opancerzony zbroją z dwóch tar — spadku po babce i durszlaku na łbie. Przyszliśta w me urodziny, zaraz was poczęstuję! – i tak oto ściągnął kraciaste gacie, wypiął dupsko, zwalił wielką kupę, ulepił z niej tort, wsadził 62 świeczki, podpalił je i wystawił na srebrnej tacy na podzamcze, zamurował właz i zamknął gębę prawie na wieki wieków, aż do czasów upadku niniejszej cywilizacji, kiedy to w 2012 roku ożyli Majowie i zafundowali światu sieczkę, a ich pierwszy Castillo — decyzją doradców królewskich — wzorowany był na fortecy Franco, którego zresztą mianowali Generałem i Głównym Zdobywcą Pijackiej Republiki Ludowej.
Z jego bezzębnych ust — w trakcie okrzyku: Do Boju! – wyskoczyła mocno nadtrawioną Franca. Otrzepała fartuch z soków żołądkowych, przywaliła mu patelnią w łeb, zdarła ordery z majackiej wojaczki, zalepiła odbyt pszczelim kitem, nieprzytomnego wsadziła w samolot i odesłała na Jukatan.
Foto: pixabay.com