Wyśmiał Święto Zmarłych. Spotkała go tragedia

by Dorota Zgutka

Ludzie różnie podchodzą do obchodzenia świąt. Można powiedzieć, że zdecydowana większość Polaków, nawet jeśli nie wyznaje żadnej wiary, podchodzi do świąt z szacunkiem. Znanej mi osobie przytrafiło się wyśmiać Święto Zmarłych. Na dodatek facet odniósł się do tego święta z ogromną pogardą. Dowiedz się, jaka spotkała go tragedia!

Nie chodziło o Halloween

Z góry uprzedzam: nie chodziło w ogóle o imprezy związane z Halloween. W tamtym czasie były one w Polsce już zjawiskiem powszechnym. Nie było jeszcze Chrystotek. Przeciętny człowiek starał się odwiedzić groby swoich bliskich w okresie okołoświątecznym.

Ten facet z pełnym przekonaniem powiedział coś bardzo obraźliwego na temat Święta Zmarłych. Pojechał też po Wszystkich Świętych. Nie chodziło w ogóle o tłumy na cmentarzach ani o żadne sprawy organizacyjne związane z wyprawą na groby. Dokładnie nie pamiętam, jakie słowa wtedy padły. Towarzyszył im potworny śmiech. Było to coś okropnego, nawet dla mnie, a jestem bardzo tolerancyjna dla wypowiedzi innych ludzi.

Mężczyzna miał wykupiony bilet na przelot służbowy do egzotycznego kraju. Wówczas ten kraj był zamknięty na turystykę, a sama wyprawa na wakacje w te rejony świata była bardzo kosztowna. Bilet miał wykorzystać zaraz po Święcie Zmarłych. Spakował nawet walizkę. Wszystkim rozpowiadał, że wyjeżdża na kilka tygodni.

Zaznaczam, było to mniej więcej 20 lat temu. Bluźnierstwa tego nie jestem w stanie powtórzyć. Przypomniała mi się ta historia, gdyż chciałam napisać coś innego niż wszyscy w dniach 1 – 2 listopada. W każdym razie facet wyśmiał Święto Zmarłych mniej więcej na tydzień przed świętami. 

Święto Zmarłych — co spotkało bluźniercę?

Mężczyzna pojechał w Święto Zmarłych ze swoimi rodzicami na cmentarz na groby dziadków. Grób znajdował się daleko od głównego wejścia. Na cmentarzu było wiele ludzi. Tłumy takie, że ciężko było się swobodnie poruszać. Gdy dotarli do grobowca dziadków, ojciec mężczyzny nagle upadł. Najprawdopodobniej zasłabł od masowo palonych zniczy. Wezwano karetkę pogotowia. Ta niestety nie była w stanie przedostać się przez tłumy. Starszego pana nie udało się uratować. Zmarł w Święto Zmarłych przy grobie swoich rodziców.

Na tym się nie skończyło. Mężczyzna musiał odwołać służbowy lot do ciepłych krajów z powodu pogrzebu ojca. Firma zrezygnowała z jego usług. Rezygnacja nie miała charakteru jednorazowego. Przez kolejne lata nie miał szczęścia do pracodawców. Zaliczał bezrobocie lub dostawał pracę w firmach, które nie były rozwojowe. Gdy wyjechał na kontrakt zagraniczny w ramach UE, trafił do Hindusów, którzy dosłownie zrobili z niego białego niewolnika. Nic tego nie zapowiadało, gdyż była to praca z polecenia. Polski oddział hinduskiej firmy trzymał fason. Za granicą jednak bohatera tej historii traktowano jak więźnia i wypłacano mu symboliczne wynagrodzenie za pracę.

Foto: Pixabay